Św. Jan z Dukli w Komborni


 

 

"... Do owych czasów pobytu Jana z Dukli w Zakonie OO. Franciszkanów odnosi się jedna z owych rzewnych legend, które przedziwnie uwydatniają całą wartość jego pięknej duszy. Mieszkał podówczas w krośnieńskiem. Przed niewielu dniami wyprosił sobie u starszych zakonu, że go zwolniono z obowiązków gwardiańskich. Uszczęśliwiony, że znowu stał się maluczkim, postanowił nie mieć swej woli - ale w każdej rzeczy pytać o wolę i rozkaz swych starszych.

Dnia pewnego - ubrany już w ornat i mając kielich w ręku, bo właśnie wychodzić miał ze Mszą świętą, spostrzegł, że przełożony jest w zakrystii, zwrócił się doń przeto z pokornym zapytaniem dowiadując się o ołtarz: - Dokąd, Ojcze, każesz mi iść ze Mszą świętą? Przełożony, który w tym czasie jakąś ważną sprawą był zajęty, zbył go niecierpliwym słowem - do Lwowa! Sługa Boży, jakby w tym słowie nie uważał nic niezwykłego - skłonił się głęboko i z kielichem w ręku przeszedł kościół, wyszedł na ulicę miasta, skierował się potem na drogę wiodącą w stronę Lwowa i szybko szedł coraz dalej i dalej. Po dobrej godzinie drogi był już w Komborni, ale mocno znużony<. Promienie słońca dogrzewały silnie, uczuł gwałtowne pragnienie, siadł przeto na chwilę opodal gościńca przy obfitym źródełku, chcąc w jego chłodzie orzeźwić się nieco. Wody napić się nie śmiał wszakże winien być na czczo skoro idzie ze Mszą świętą, wprawdzie daleko do Lwowa, lecz tak mu kazano. Więc tylko przeżegnał źródełko, wodą obmył zeznojone lica i w tej chwili sam nie wie , we śnie to, czy na jawie, lecz jakimiś potężnymi dźwignion ramionami, wznosi się w jasne błękitu przestworza. Cudnej piękności młodzieńcy niosą go w powietrzu, jakby na skrzydłach wiatru pomyka z nieopisaną szybkością. Tam daleko u dołu mija wioski i miasta, płynie ponad góry i rzeki. Czasem i trudno mu dojrzeć co tam jest w dole, tak szybko go niosą. Raz tylko rozeznał miejscowość jedną, znaną sobie z poprzednich swych podróży. To skromna wioska ruska Prałkowice pod Przemyślem. Na jej polach ludzie pracowali. Zdumieni jakimś szumem nadprzyrodzonym spojrzą w górę, a tam Anieli Pańscy niosą zakonnika we franciszkańskim habicie. Rzucili się na kolana, a Jan z Dukli błogosławił im z wysoka. I znów leci na skrzydłach anielskich niestrudzonych a chyżych, mija łany bogate, lasy obfite, pagórki zielone, rzeki wartkie. Już widzi tam przed sobą na przedzie jakieś miasto warowne, z zamkiem na wzniosłej górze, patrzy bliżej, to dobrze znany mu Lwów. I w tej chwili ręce anielskie stawiają go bezpiecznie na progu kościoła franciszkańskiego we Lwowie. Podróż z Komborni trwała chwilę tylko. A po tej chwili Jan z Dukli, posłuszny rozkazowi otrzymanemu w Krośnie, wyszedł tegoż dnia, tylko w godzinę później ze Mszą świętą we Lwowie.

Tak mówi legenda, toż samo lud pobożny opowiada w okolicy Krosna. Choćbyśmy zdjęli z tej opowieści nawet całą jej legendarną szatę, to jeszcze zostanie nam jej treść istotna: owo bezwarunkowe posłuszeństwo Jana z Dukli względem swych przełożonych. Lecz może nie wszystko jest li tylko legendą. Wszakże po dziś dzień istnieje źródełko przy drodze krajowej w Komborni, przy którym miał spoczywać Jan z Dukli i wodzie tego źródełka lud okoliczny przypisuje właściwości lecznicze. To samo w Prałkowicach pod Przemyślem żywą jest wśród ludzi tradycja o tym, jak Jana z Dukli ponad tą wioską nieśli aniołowie, a on błogosławił lud na roli pracujący. I jest w tych Prałkowicach cerkiew ruska, a w niej miał być, czy też jest dotąd, ołtarz z obrazem bł. Jana z Dukli, który lud ruski ku czci tego świętego wystawił. Na tę pamiątkę do tej cerkwi w Prałkowicach wychodziła rokrocznie uroczysta procesja z Przemyśla pod przewodem jednego z XX wikariuszów katedry łacińskiej. Dopiero w ostatnich czasach, z początkiem XX w. zaprzestano tych pielgrzymek nie wiadomo czemu. A szkoda, że tej prawiekowej tradycji zerwano wątek. "

JAN Z DUKLI W KOMBORNI

Gdzie komborskie dzisiaj pola
Gdzie one zagony
Zwierz tu dziki miał siedlisko
Bór tu rósł nieprzenikniony.
Skromny kościół na pagórku
I sołtysi niski dworzec
Chatek kilka kurnych wokół
Gdzieniegdzie lichutkie zboże.
Wąska ścieżka od Bontachów
Ku Kretówkom się wspinała
Przy niej sadek ubożuchny
I chateńka niska stała.
Tą ścieżynką, tą pylistą
Potem perlistym oblany
Podróżny szedł jakiś obcy
W strój zakonny przyodziany
Za tym sadkiem ubożuchnym
Za tą chatą niepokaźną
Trzy niewiasty w pałąk zgięte
Sierpem zboże żęły raźno.
Chłop siermięgą przyokryty
Delikatnie znosił snopy
I na wąskim zagoneczku
W równiuteńkie składał snopy.
Tych to , ciężko pracujących
Mijał właśnie mnich strudzony
Spod kaptura twarz wychylił
I przemówił: "Pochwalony!
Jezus Chrystus niechaj będzie!
I wam w pracy dopomoże."
Chłop nachylił kapelusza
I serdecznie podziękował,
A mnich kijem postukując
W dalszą drogę powędrował.
Uszedł kroków może tysiąc
W mrocznej znalazł się gęstwinie
Gdzie zobaczył jak ze skały
Żywa woda strużką płynie.
Tu odpocznę postanowił,
Twarz ochłodzę, ręce, nogi
Sił nabiorę odrobinkę
Do nie krótkiej jeszcze drogi,
Bo do Lwowa stąd z Kretówek
Mil dwadzieścia pięć lub więcej
A tu upał zabrał siły
Osłabły nogi i ręce.
Na kamieniu mchem porosłym
Ciężko usiadł utrudzony
I nim zdążył się spamiętać
Zasnął chłodem >ukojony.
Gdy się zbudził już pastuchy
Bydło z pola do dom gonią.
A w kościele w tym w Komborni
Już na Anioł Pański dzwonią.
"Com ja zrobił nieszczęśliwy!
Co ja pocznę mocny Boże!
Ja mszę ranną mam we Lwowie
Stąd tam człowiek dojść nie może!"
Zanim zdążył jako tako
poukładać myśli w głowie
Już pod ręce go ujęli
Jaśni Pańscy Aniołowie.
Chłop przy żniwie pracę skończył
Ku chałupie wolno zmierzał,
Gdzie go czekał odpoczynek
I smaczna wieczerza.
Ku wschodowi kiedy spojrzał
Stanął niby skamieniały
Czyżby oczy z utrudzenia
Służby mu odpowiedziały?
Patrzcie! Krzyknie na niewiasty
Ten zakonnik co szedł tędy
Wśród aniołów dwu po bokach
Ponad lasem sunie pędem.
Gdy u lwowskich bernardynów
Na mszę ranną zadzwoniono
Jan u bramy miejskiej stanął
Z twarzą szczęściem rozjaśnioną.
A co to za osobistość?
Nie jeden może pomyśli,
Że aż z nieba Aniołowie Pańscy
Poń na drogę wyszli.
Nie żadna to osobistość,
Nie syn książęcego rodu,
Lecz mieszczanin bardzo skromny
Z Dukielskiego rodem grodu
Gdzie Cergowa dzisiaj leży,
w niej potężny dąb na schwał,
Dom Pitutków przed wiekami
Skromniuteńki, lichy stał.
W tym domku niepokażnym
Pan Bóg chłopca na świat posłał
Który, kiedy dorósł lat
Pustelnikiem w górach został.
A że w łasce on szczególnej
Był u Niebios Pana
niezadługo pobożnego
Uczynił on zeń kapłana.
No i ten to kapłan mnich
W czasie żniwa w upał srogi
Potem się zlewając wielkim
Komborskie przemierzał drogi.
W miejscu, w którym przed wiekami
Odpoczywał Jan u skały
Ręką ludzką ociosany
Kamień stoi okazały.
Lecz krynica, która chłodem
Jana niegdyś przywitała
Ostatnimi teraz laty
Niebywale pomarniała.
Święte źródło co przez wieki
Podróżnym ochłodę niosło
W studnię zostało ujęte
I dla krów do stajen poszło.

T.S. Dymsza

Peregrynacja Relikwii Bł. Jana z Dukli

Relikwie Bł. Jana z Dukli odwiedziły 12 XI 1996 kościół parafialny w Komborni i filialny w Woli Komborskiej -odbyło się spotkanie wiernych parafian z św. Janem z Dukli - i tak jak przed 400 laty zatrzymał się Bł. Jan przy źródełku .

Obecnie Relikwie św. Jana z Dukli przewiezione z Krakowa z Klasztoru OO. Bernardynów 26 V 1999 r pozostały na stałe w kościele parafialnym w Komborni - zostały umieszczone w absydzie za głównym ołtarzem . Wierni ,którzy pierwszy raz znaleźli się w kościele Komborni na znak szacunku obchodzą na kolanach główny ołtarz w którym znajduje się cudowny obraz M. B. Pocieszenia ( tak jak zachowują się wierzący odwiedzający pierwszy raz Sanktuarium Częstochowie ) posuwając się na klęczkach mogą wtedy dotknąć czołem lub ucałować relikwie św. Jana z Dukli.

Dla wierzących w Boga dotknięcie czołem czy ucałowanie relikwii jest dotknięciem nieba ! - bo święty jest w niebie.